W poprzednim wpisie zrobiłem krótki test silikonowego oświetlenia z czerwonymi diodami, co sugeruje jej użycie na tył naszych dwóch kółek. W tym wpisie przyjrzymy się lampce z zimnym białym światłem, czyli oświetleniem montowanym na przodzie. Przekonamy się czy za 10 zł można dostać coś sensownego, co dość dobrze świeci i, dla wielu ważne, przypomina typową lampkę rowerową.
Poprawki kosmetyczne
Oceniając po wyglądzie (wiem, tak się nie robi) lampka wydaje się nie być pancerną konstrukcją, ale nie wydaje się aby była kompletną tandetą. Z drugiej strony, w tej cenie, próżno szukać czegoś z aluminium czy metalu. Przy teście na zgniecenie w rękach, pozytywne zaskoczenie, plastik jest dość gruby i mocniejsze ściśnięcia nie spowodują uszkodzenia obudowy. Dobrze jest. Dodatkowo, jak wspomniałem na początku, jej budowa przypomina lampki z którymi można się spotkać w rowerach retro / miejskich, i już za ten fakt światełko wyłapie dodatkowe punkty u co poniektórych osób.
Oświetlenie nie jest ciężkie – 45 gram z bateriami. Gabaryty też nie są tragiczne.
Energii w tym modelu dostarczają dwie baterie guzikowe CR2032 (te same co stosuje się np. w płytach głównych komputerów stacjonarnych). Umieszczone są w „koszyczku”, który wkłada się w dostosowane do tego miejsce w obudowie. Montaż baterii jest bardzo fajnie rozwiązany.
Drogę oświetla nam, bardzo popularna ostatnimi czasy, dioda COB. Ten rodzaj diod LED skutecznie wyparł standardowe diody DIP. I bardzo dobrze, praktyka pokazuje że są o wiele lepsze i tylko nieznacznie droższe.
Do zaczepienia lampki na kierownicę służy bardzo popularna gumka, która spełnia swoje zadanie w 100%. Podczas pół godzinnej jazdy z lampką po parku na Zdrowiu (wszelkie możliwe typy trasy, ale bez skakania na rowerze itp.), światło nie przesunęło mi się wcale. Dodatkową zaletą wspomnianej wcześniej gumki jest błyskawiczna możliwość montażu i demontażu. Jedyna narzędzia jakie będą nam potrzebne to dwie ręce, mogą być nawet lewe 😉
Światełko posiada jeden guzik umieszczony z tyłu. Służy on do włączania, zmiany trybów i wyłączenia urządzenia. Sama lampka posiada dwa tryby działania – słaby i mocny. Szału nie ma, ale wiele osób z tego powodu się ucieszy. W końcu nie każdy jest fanem klikania podczas jazdy, w celu zmiany trybów na mocniejszy lub słabszy.
A jak wygląda oświetlenie w praktyce ? Zdjęcia wykonane 10 metrów od muru i lampki.
A tutaj zawieszona na wysokości ponad 1,5 metra na ziemią, skierowana w dół. Jak widać wiązka światła dociera na glebę, a to już dużo, wierzcie mi 🙂
Po rozebraniu jej na części, pierwsze co rzuca się w oczy to brak jakichkolwiek uszczelek. Idąc drogą dedukcji, to jej stopień wodoodporności jest dyskusyjny. Chociaż gwinty są dobrze spasowane i wydają się być szczelne, ale jak jest w praktyce ? Niestety nie testowałem.
Lampkę można kupić za niewiele ponad 10 zł u naszych skośnookich kolegów. Nie są to jakieś kosmiczne pieniądze, ale lokalnie pewnie będzie niewiele droższa. Nawet niech będzie kosztować te 15 zł, nie ma tragedii, jak na taką małą lampeczkę. W porównaniu do testowanej latarki za 5 zł, ta niestety przegrywa mocą czy zasięgiem, ale jej zaletą jest wygląd typowo rowerowej lampki. Cóż, nie każdy chce mieć na kierownicy latarkę.
W opisie parametrów znajdziecie informacje o wodoodporności i mocy 800 lumenów. Spójrzcie realnie na to wszystko i włóżcie te informację między Muminki a Smerfy 😉